live

live

piątek, 31 stycznia 2014

Wiosna, wiosna, wiosna, echże ty...

Czekałam na śnieg jak małe dziecko wyczekujące pierwszej gwiazdki. Ale kiedy szanowny narzeczony codziennie zaczął zadawać mi pytanie: kiedy na ryby?!!!, samej zachciało mi się już wiosny. Byłam w jakimś wędkarsko-zimowym letargu i spokojnie czekałam na rozpoczęcie sezonu. A teraz? Teraz jestem niecierpliwa, liczę te miesiące do otwarcia, oglądam prognozy (jakbym się z tego niby snu nie mogła obudzić pod koniec marca..zdecydowanie mniej czekania) i udaję, że wcale na te ryby jechać nie chcę! Bo jakbym zaczęła cieszyć się przy swoim facecie tak, jak cieszę się w środku, to życia bym nie miała ;P Do tej pory będąc w jakimś markecie, z moich ust przy wejściu padały słowa: chooodźmy na samochodowe, a teraz doszło do tego Mateuszowe: choooooodźmy na wędkarskie - nasze dwa stałe, każdorazowe elementy zakupów.
Często tu jestem, mimo że nie mamy żadnych rybich nowości, ale po prostu chcę zostawić tu wszystko, co wydarzyło się do tej pory, żeby nie mieć zaległości przed rozpoczęciem sezonu 2014 ;-))





Połamania! (Dla tych uskuteczniających podlodowe ;D )







A.

czwartek, 30 stycznia 2014

Moje początki

To może teraz coś ode mnie. Jestem Mateusz i mam zamiar z moją narzeczoną poprowadzić tego bloga.

Jestem jak na razie wędkarzem początkującym, ale szybko sie ucze. Jak juz Anna wspomniala to właśnie Ona przekazała mi tego "bakcyla"
Do tej pory łowiłem sprzętem teścia, ale od tego roku mam już zamiar zaopatrzyć sie w może nie w super profesjonalny sprzet, ale na taki który pozwoli mi realizować dalej moją pasję.







M.





Punkt widzenia zależy od miejsca łowienia...

Chyba każdy z nas wędkarzy to zna.. Wszyscy wokół coś wyciągają, tylko nie my. Gul skacze, ciśnienie rośnie i co tu robić? Kiedyś w takiej sytuacji pomyślałam: Pójdę do sąsiada, zapytam na co łowi i też mi się uda. Z racji tego, że jestem babą uśmiechnęłabym się ładnie i pewnie dostałabym satysfakcjonującą odpowiedź. Ale przecież to nie o to tu chodzi. Każdy z tych kolegów po kiju sam wypracowywał sobie metodę łowienia, sam dochodził do tego, co jest najbardziej chodliwą przynętą. I co.. i ja taka uśmiechnięta idę do takiego i pytam, co tam ma na tym haku i czym nęci? Jakby ktoś tak do mnie przyszedł odesłałabym go pewnie do wujka gogle i tych wszystkich innych (notabene, pomocnych) poradników. W sumie sama tak właśnie robię, chcę wiedzieć co, gdzie i jak, szukam, szperam i później próbuję w praktyce. Dużo "do gadania" ma też miejsce jakie zajmujemy przy zbiorniku. Kilka razy (z racji braku wolnych miejsc na łowisku) trafiliśmy tam, gdzie woda sięgała chyba tylko do kolan. I jak przy trzydziestostopniowym upale wyciągnąć coś poważniejszego z takiej płycizny? Siedzieliśmy 8 godzin i nic. Wszyscy wkoło coś ciągnęli, a my przywieźliśmy tylko spieczone ramiona i kolana. Następnym razem udało nam się zająć "nasze" miejsce, gdzie woda jest głębsza, ma lepszy przepływ i co? Pięć minut od zarzucenia branie i tym razem to wszyscy patrzyli na nas. Szczególnie wtedy, kiedy mój szanowny towarzysz życia próbował mnie obudzić z krótkiej drzemki, bo nie mógł sobie poradzić z wyciągnięciem rybska (rybą tego nie nazwę, bo nawet on nie mógł tego uciągnąć!), które w końcu zrezygnowało i mój biedny pan M do tej pory to przeżywa..
Mam nadzieję, że w tym roku się zmobilizuję i będę posiadaczką karty wędkarskiej. Bo do tej pory łowiłam albo na tatowej albo zostawały nam łowiska komercyjne. A marzy mi się taki rzeczny szczupaczek ;) 





A.

Nie taka straszna noc..

Z racj tego, że nie planowaliśmy upubliczniać naszych wędkarskich wypraw i przygód (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że dla M. stanie się to takie fascynujące!), nie posiadamy zbyt dużej liczby udokumentowanych połowów. Były wyprawy, kiedy przez 8 godzin bombka nawet nie drgnęła, ale byly też dni, kiedy 5 minut po zarzuceniu branie - jedno za drugim. Zapomniałam o tym wcześniej - preferujemy grunt, od czasu do czasu troszkę pospinningujemy (bez efktów póki co...), od spławika dostajemy oczopląsu, żywiec czasami się zdarzył, "martwiec" też. Postanowienie noworoczne mam nadzieję niedługo spełnić, dołączę też do tego fotorelacje z wypraw. I muszę zmobilizować Pana M., żeby w końcu tu coś napisał, bo taki był chętny do blogowej wspólpracy...A na ryby to by chciał jeździć!

A teraz.. wspomnienie letniej nocki!

 Od godziny 22 do 6 rano wyciągnęliśmy tylko karpia(55cm)..W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że połakomił się na...wątróbkę drobiową na kotwiczce. Trochę śmiesznie to wyglądało, bo zostawiliśmy wędkę (miał być sum!!) i poszliśmy na drugi zbiornik pobawić się w spinning. Nagle M. usłyszał jakiś hałas, poszedł zobaczyć, co się dzieje i zamiast powiedzieć jak człowiek: Anka, chodź tu wędka spadła, było mniej więcej coś takiego: Chodź tu, biegiem, zostaw tą wędkę, coś się złapało! No i trzeba było biec na ratunek porzucając potencjalnego szczupaka na haku...
M. zaczął holować, ale że nie było oporu stwierdził, że jednak nic tam nie siedzi. Ściągnąć trzeba, więc ciągnął. Ale przy brzegu to potencjalne "nic" zamieniło się w całkiem realnego i wcale nie takiego małego karpia. Dobry i karp. Zwinęliśmy manele i przenieśliśmy się na większy zbiornik z nadzieją, że w końcu wyciągniemy jakieś porządne bydle. Nie trudno się domyślić, że do domu wracaliśmy trochę rozczarowani, ale z drugiej strony i szczęśliwi, bo ten wypad na nockę został w końcu sfinalizowany, chyba po miesiącu podejść. Trafiło się jeszcze jedno branie, ale to coś, co tam siedziało najwidoczniej nie miało ochoty na pamiątkowe zdjęcie. Łowiliśmy z pomostu, więc M. udało się podciągnąć rybę pod pomost, ale kiedy tylko znalazła się w krzakach spięła się i wypluła grubiutką rosóweczkę. W sumie teraz, z perspektywy czasu dałabym sobie nawet palec uciąć, że to był spory, ładny szczupak. Ale o tym to możemy sobie już tylko pogdybać. Niestety. Zapamiętaliśmy jeszcze jedną sytuację, kiedy to nawet się trochę przestraszyliśmy. Siedzieliśmy zrezygnowani na brzegu, sciągałam po raz kolejny pusty hak i wyrzuciłam przynętę (wątróbkę) w krzaki. Po chwili z wody wyskoczyło coś ogromnego, rzuciło się na wątróbkę i tyle go widzieliśmy. Myślałam, że to jakiś tutejszy potwór z nibylochness, ale to było chyba tylko (albo aż) wielkie, sptytne sumisko!
I na tym skończyliśmy naszą pierwszą, lipcową nockę (byliśmy jeszcze raz, w sierpniu, ale nawet spodnie narciarskie nie pomogły i uciekliśmy o 3, z wynikiem bezbraniowym - z resztą jak reszta kolegów po kiju ;P) A widok poniżej to rekompensata bezowocnej, ciepłej, lipcowej nocki. Dla takich widoków można i nawet całą noc odganiać się od komarów.
Gdyby chociaż te ryby brały...












A.


wtorek, 28 stycznia 2014

Damsko męskie ryby? Czemu nie!




Mimo, że nasz sezon się jeszcze nie zaczął, zaczynamy działać tu! Ona i On na rybach - będzie o nas, o rybach, o pasji i o tym, jak to wszystko się zaczęło. Czekamy na +10 za oknem, odkurzamy wędki, kompletujemy sprzęt i wyruszamy. 

On złapał bakcyla trochę ponad rok temu, kiedy ona namówiła go na wspólny, pierwszy w pełni samodzielny wyjazd (z przyszłym teściem się nie liczy - wyobrażacie sobie to: Panie teściu, zaczepiło się..nie mogę...?!) I od tamtego letniego dnia się zaczęło: Anka, jak to się ten...?, Patrz jak tam się chlapie, a jak się ryba chlapie to się uja złapie! Weź mi pomóż, zaczepiłem! Ale też nie brakuje: Kiedy jedziemy na ryby? Kiedy mam wziąć wolne, żebyśmy mogli jechać? A kupimy to, a tamto? No i co...i nie mam wyjścia i muszę słuchać, ze on chce na ryby, że on złapie suma (ha ha ha!!)
Ona odkąd pamięta wie, co to wędka, wobler i inne nie-damskie rzeczy (no taki stereotyp, nic nie poradzę..). Tata nie miał syna, więc pewnie pomyślał, że co to za różnica... z córką też można na ryby. (I to była najlepsza decyzja ;D) Ponad rok temu wkręciła w zabawę w wędkowanie swojego prawie męża. I od tej pory się zaczęło: Nie tak! To się nie tak robi! Weź uważaj, bo zaczepisz i urwiesz! No i mówiłam..zaczepiłeś! (On był bardziej wyrozumiały, kiedy pokazywał jej jak się wymienia klocki hamulcowe...) Ale było też: Gratuluję pierwszej ryby. Nie martw się, na pewno następnym razem wyciągniesz takieeego szczupaka.


Reszta przyjdzie z czasem, zapewne z początkiem wędkarskich wypraw damsko-męskich ;)




PS. A postanowienie w tym roku mamy takie, że... wyciągniemy takieeeeeeeeeeeeego szczupaka!