live

live

czwartek, 30 stycznia 2014

Punkt widzenia zależy od miejsca łowienia...

Chyba każdy z nas wędkarzy to zna.. Wszyscy wokół coś wyciągają, tylko nie my. Gul skacze, ciśnienie rośnie i co tu robić? Kiedyś w takiej sytuacji pomyślałam: Pójdę do sąsiada, zapytam na co łowi i też mi się uda. Z racji tego, że jestem babą uśmiechnęłabym się ładnie i pewnie dostałabym satysfakcjonującą odpowiedź. Ale przecież to nie o to tu chodzi. Każdy z tych kolegów po kiju sam wypracowywał sobie metodę łowienia, sam dochodził do tego, co jest najbardziej chodliwą przynętą. I co.. i ja taka uśmiechnięta idę do takiego i pytam, co tam ma na tym haku i czym nęci? Jakby ktoś tak do mnie przyszedł odesłałabym go pewnie do wujka gogle i tych wszystkich innych (notabene, pomocnych) poradników. W sumie sama tak właśnie robię, chcę wiedzieć co, gdzie i jak, szukam, szperam i później próbuję w praktyce. Dużo "do gadania" ma też miejsce jakie zajmujemy przy zbiorniku. Kilka razy (z racji braku wolnych miejsc na łowisku) trafiliśmy tam, gdzie woda sięgała chyba tylko do kolan. I jak przy trzydziestostopniowym upale wyciągnąć coś poważniejszego z takiej płycizny? Siedzieliśmy 8 godzin i nic. Wszyscy wkoło coś ciągnęli, a my przywieźliśmy tylko spieczone ramiona i kolana. Następnym razem udało nam się zająć "nasze" miejsce, gdzie woda jest głębsza, ma lepszy przepływ i co? Pięć minut od zarzucenia branie i tym razem to wszyscy patrzyli na nas. Szczególnie wtedy, kiedy mój szanowny towarzysz życia próbował mnie obudzić z krótkiej drzemki, bo nie mógł sobie poradzić z wyciągnięciem rybska (rybą tego nie nazwę, bo nawet on nie mógł tego uciągnąć!), które w końcu zrezygnowało i mój biedny pan M do tej pory to przeżywa..
Mam nadzieję, że w tym roku się zmobilizuję i będę posiadaczką karty wędkarskiej. Bo do tej pory łowiłam albo na tatowej albo zostawały nam łowiska komercyjne. A marzy mi się taki rzeczny szczupaczek ;) 





A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz