Trzy kije na grunt, bat, żywcówka i leżący w trawie spinning (coś nam opornie idzie to spinningowanie). Na gruncie to, co zawsze, jeden na wątróbkę. Gruntówki dwa razy prawie spadły z podpórek, ale to by było na tyle. Żadnego porządnego i wartego uwagi brania. Wątróbka tak, jak poprzednio, obgryzana przez drobnicę. Próbowałam nawet na moje ulubione kabanosy ;P Skoro mi smakują, to czemu ryby miałyby się nie połakomić. Ale nic z tego. Zrezygnowana rozłożyłam bata, na którego M. złowił te nieszczęsne płocie z przeznaczeniem na przynętę. Ten dzień był chyba odgórnie nazwany bezowocnym, bo przy którymś z kolei rzucie żywcem, urwałam zestaw. Dobrze, że wiater (po krakowsku oczywiście! ;D) wiał do brzegu, to chociaż uratowaliśmy spławik.
Ale...Złowiliśmy małża!(małże?) Na wątróbkę. Kij nieruszany stał chyba z pół godziny, po czym M. wyciąga, a tam małż. Zamknął się na wątróbce. Jak opowiedziałam o tym tacie, powiedział, że trzeba było zrobić zdjęcie i do magazynu wędkarskiego wysłać jako ciekawostkę ;D Ludzie żółwie wyciągają, a my się małżem mamy chwalić?
I to by było na tyle z tamtego dnia. Nawet bezowocny dzień na rybach, to dobry dzień! Nigdzie chyba nie ma takiego spokoju i nie można tak się odstresować, jak przy kiju ;-) (Nie mówię tu o odpoczywaniu, bo na rybach się odpocząć nie da. Zawsze wracamy tak zmęczeni, jakbyśmy cały dzień w kamieniołomie przepracowali i zasypiamy z kurami ;D)
Ostatnio czasu nie było, ale szanowny niby mąż w niedzielę zaczyna urlop, dlatego też świętujemy tydzień wolnego na rybach!
Będziemy polować na lina, dlatego też będę robić jutro ciasto drożdżowo - robaczkowe ;-) Jak wrócimy, zdamy relację, jak się sprawuje ;)
Połamania!
Połamania!
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz