Najlepiej pamiętam ostatni wypad. Siedzieliśmy chyba 16 godzin na wodą i nic nie wyciągnęłam. Chłopaki mieli chociaż jakieś brania i każdy wyciągnął przynajmniej po jednym karpiu, a ja nic. Pierwsza miałam branie na metodę, ale za późno się zerwałam z krzesła i po braniu. I od tej pory NIC. Siedziałam wściekła jak osa. O godzinie 20 zaczęliśmy się zbierać, dokładniej to panowie się zbierali, pozanosili wszystkie swoje wędki do auta, wszystkie klamoty, a ja siedziałam i pilnowałam kija, bo liczyłam na "rozchodniaka" - ostatnią i pierwszą rybę. Już nawet zaczęli na mnie krzyczeć, żebym się zbierała, bo późno, bo komary, bo głodni i w ogóle. Wykończyłam zanętę i, no cóż, musiałam porzucić swoje marzenia o "takieeeej rybie". Ale tylko do następnego razu ;-)
Właśnie...za dwa dni jedziemy. Mam nadzieję, że nie będzie to ostatni wypad w tym sezonie. Zasadzimy się na szczupaka. Chociaż po tak bezowocnych trzech miesiącach wszystko będzie cieszyć!
Mam nadzieję, że w następnym poście zobaczycie już zdjęcia potworów wodnych ;D A tymczasem, łapcie nasze wakacje w skrócie! ;-)
PS. Od nowego roku ruszamy z nowym powerem! W styczniu robię kartę i nie ma, że boli!
A.
Co to za górskie okolice ?
OdpowiedzUsuńSłowacja, Rohacka Dolina ;)
Usuń